Forum
¤
Forum UL Strona Główna
¤
Zobacz posty od ostatniej wizyty
¤
Zobacz swoje posty
¤
Zobacz posty bez odpowiedzi
UL
Forum pszczolek z 25 ULa
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum UL Strona Główna
->
Zlote mysli / Humor
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
Ogólna
----------------
Gadka szmatka ;)
Handel...
Zlote mysli / Humor
Obszar wewnetrzny
----------------
Propozycje itp
KONKURSY !!
Wojny...
Pomocne programy...
DZIAL POMOCY DLA SLABSZYCH GRACZY
Szpiegowanie ....
Handel...
Rozbunkrowywanie
Kroniki UL-a
Pozaogame'owy dzial Chochola
MY
Nasze RW
----------------
Ustawki...
Bitwy < 5%,bunkry, pozostale...
Bitwy > 5% < 15%
Bitwy > 15% < 100%
Bitwy > 100%
Proby moon-owe...
Ktos Cie zjechal...wyzal sie...
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
zieko
Wysłany: Pią 14:10, 29 Wrz 2006 Temat postu:
No dobre dobre
Ja tez kiedys jak jechalem busem z lublina do janowa lubelskiego to sie nasluchalem opowiesci z budowy dobre poltorej godziny smiechu bylo w polowie zaludnionego po brzegi busika
THOMAS
Wysłany: Pią 19:56, 18 Sie 2006 Temat postu:
hehe dobre a szczególnie z tym denaturatem ;]
Ojciec Pszczelarz
Wysłany: Pią 11:18, 18 Sie 2006 Temat postu: Wspomnienia kierownika wesołej budowy I
Jeśli nie jesteś budowlańcem i kochasz swoją pracę, to nie czytaj tych autentyków. Istnieje bowiem bardzo duże prawdopodobieństwo, że po przeczytaniu zechcesz zostać kierownikiem budowy.
Budowa mostku w jednej pipidówie. Stary most wysadzony dynamitem, przez rzeczkę przerzucona prowizorka dla pieszych. Na kładce stoi kierownik budowy (to ja) wk***ony do łez z jakiegoś powodu, którego nie pamiętam. Koniec szychty, do pracy przychodzi stróżka - nudna baba cierpiąca na nieuleczalne rozwolnienie werbalne. Podchodzi do mnie i jak zwykle nawija a ja jak zwykle kombinuję jak ją zbyć. Dialog (w oryginale po śląsku):
- He kierowniku a ja jeszcze pamiętam jak ta rzeczka była czysta i żyły w niej bobry i ryby i raki ale wie kierownik to było bardzo dawno jak jeszcze byłam mała...
Ja jej wchodzę w słowo i odpalam:
- Tiaa a jeszcze dawniej to po tych łąkach biegały dinozaury!!
Ona zamilkła, patrzy na mnie i mówi:
- A tego to prawie nie pamiętam, bo wie pan, ja wcześniej to mieszkałam w sąsiedniej wsi...
* * * * *
Ej z tymi stróżami na budowie to ja miałem. Jeden z nich (robotnicy nazywali go Skunks, zgadnijcie czemu) miał zwyczaj w nocy podkradać im cukier i kawę ze słoików. Pewnego razu - godzina siedemnasta a jego nie ma. Zadzwoniłem po zmiennika - przyszedł, a brygada do domu. Drugiego dnia to samo - Skunksa nie ma w pracy, zmiennik przyszedł a brygada do domu. Trzeciego dnia pod szychtę już się lekko zapieniłem i zajechałem do niego do domu. Otwiera mi żona (Skunksowa... słowo... Od razu poznałem...). Pytam co z nim a ona mówi:
- Panie on już trzi dni mo taki drapszajs że mu za pierona nie pozwola z kibla wstować bo zaroz mom brunotne szlajfy na zolu...*
No cóż, człowiek chory - trudno. Jadę z powrotem na budowę a moje chłopki rotflują na podłodze w pakamerze.
- Co jest k***a pytam grzecznie.
Dopiero po tygodniu mi powiedzieli, że do cukru który Skunks kradł w nocy spawacze dosypali boraksu w stosunku 1:1...
*Panie on już od trzech dni ma takie rozwolnienie, że nie pozwalam mu za nic wstawać z toalety bo od razu mam na podłodze brązowe smugi.
* * * * *
A na jedną budowę przypałętał się do nas pies - mały pokraczny pokurcz. Moje Czerwone Brygady nazwały go Łachudra. Cieśla zrobił Łachowi budę ze sklejki pod pakamerą, dostał miskę i obrożę ze sznurka i wszystko byłoby słodko, gdyby nie to, że Łachu był straszliwą fleją i nie mógł się nauczyć srać w jednym miejscu.
Stróżem na budowie był mały długowłosy gnom bez zębów, którego nazywali Renegat, bo zawsze na szychtę przyjeżdżał na Komarku.
Renegat miał obowiązek w ciągu nocy robić obchód placu i z reguły to czynił, a dowodem były kaktusy Łachudry, które rano ostentacyjnie i z niemym protestem na twarzy zdzierał z butów.
Pewnego ranka przyjeżdżam na budowę, a tu w misce Łacha leży wielka, tłusta i na oko świeża wędzona makrela. Co jest kurde, myślę - dostawać dostawał ale z reguły jakieś resztki ze śniadania. Kto mu to dał? Chyba nie Renegat, bo go nie cierpiał.
Renegat podchodzi, zadowolony z siebie, i mówi:
- Jo mu to doł! Czytołech, że w rybach je fosfor i żech se pomyśloł, że jak sie pieron ryba zje to mono te gówna bydom w nocy trocha świecić...
* * * * *
Roboty rozbiórkowe na moście siarczystą zimą. Czerwone Brygady czasowo w niebieskich kufajach i uszankach, kują beton młotami pneumatycznymi. W zimie wilgoć zawarta w sprężonym powietrzu zamarza i młoty, jak to się mówi, "nie pierą".
Rada na to jest prosta - nie żadne smarownice czy inne tam magiczne wynalazki, tylko po prostu odkręca się wąż powietrzny i wlewa do młota trochę denaturatu - i po 5 minutach można normalnie pracować dalej. Metoda dobra, a że trochę śmierdziało, to już trudno. Podobno od smrodu jeszcze nikt nie umarł hiehie. Ale waliło od nas na całą wieś..
Obok budowy był sklep. Codziennie rano chodziłem tam - czasem jeszcze przed otwarciem, od tyłu - i kupowałem pięć - sześć flaszek denaturatu. Pewnego razu właściciel sklepu - zamiast, jak zwykle podać mi butelki, skasować forsę i schować się do ciepłego - wciągnął mnie do środka i powiada:
- Chopie jak wos na tyj budowie nie styko na gorzołka, to jo wom dom na krecha, ino nie pijcie mi tego...
* * * * *
Pewnego razu niewielka lokalna powódź zalała nam plac budowy. Zaalarmowali mnie, przyjechałem w niedzielę po południu razem z częścią Czerwonych Brygad, żeby jeszcze coś próbować uratować. Kierowcy kazałem wrzucić na Stara lekką łódkę z laminatu, która doraźnie służyła jako piaskownica wnukom brygadzisty, do tego wiosła, kamizelki i takie tam.
Plac znajdował się za wałem, w takim jakby zakolu bez odpływu, przy samej rzece, tak że fale nie szły już i woda była spokojna. Plac był zalany do poziomu gdzieś półtora metra - metr sześćdziesiąt. Pływamy łódką, łowimy co się da - jakieś kantówki, bale, puste i pełne beczki - wszystko, czego jeszcze woda nie zabrała, i holujemy to na suche. Jedni łowią, drudzy ładują na samochód, i tak na zmiany. Kierownik też dla kondycji postanowił se powiosłować.
Zeszło nam parę ładnych godzin i zaczynało zmierzchać. W łódce płynąłem z niejakim Gutkiem - ja wiosłowałem, a on trzymał towar na linie. Naraz Gutek strzelił karpia, otwarł oczy tak, że mu mało nie wypadły, podniósł drżącą rękę i pokazywał na coś za moimi plecami, mówiąc:
- Dydydydydydydydy.............
a blady był jak śmierć na urlopie.
Odwróciłem się i też się przestraszyłem - na powierzchni wody poruszała się ludzka głowa...
Po dłuższych oględzinach pokazało się, że głowa porusza się mniej więcej pionowo. Postanowiłem podpłynąć i obadać zjawisko, nie zważając na protesty Gutka, który klekotał zębami jęcząc "Zzzzzzzzzooommmmmmmbiiiiiiii..."
Okazało się, że to stróż szedł do pracy... Nawalony w drebiezgi... Nawet nie zauważył, że wlazł po szyję w wodę...
A na dodatek za kierownicę prowadził rower.
Autorem wszystkich powyższych jest lansky. Gratulujemy, dziękujemy, zazdrościmy, tęsknimy i chcemy więcej!
c.d.n.
fora.pl
-
załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2004 phpBB Group
Galaxian Theme 1.0.2 by
Twisted Galaxy
Regulamin